Nadszedł ten moment, aby wreszcie zatroszczyć się o swoje ciało - w inny sposób niż leżenie pod kocem, grzanie się pod prysznicem (witajcie ujędrniające ziiimne masaże) i dogadzanie sobie masłem orzechowym z ciastkami owsianymi (auć dalej mnie ciągnie). Święta się skończyły, koniec wymówek.
Wiem (przynajmniej teoretycznie), że surowizna i dieta typu Dr. Dąbrowskiej są wspaniałe ale nie dla mnie. Może kiedyś. Muszę mieć węglowodany (kocham na szczęście te zdrowe też) i kawę z waniliowym Alpro. Moje kroki są nieporadne i chaotyczne, bo zaczęłam od kupienia syfu w aptece na odchudzanie (sic!) i żałuję tego gorzko - żadnych tablet, może oprócz Bikini Burn z TiB (ufam po prostu marce). Ale póki co dieta. Ćwiczenie w domu po swojemu, w moim tempie. Bieganie gdy wyjrzy wreszcie słońce. Kasza z warzywami do pudełka plus owsianka z suszonymi owocami i orzechami rano. Rozciąganie zesztywniałego kręgosłupa od siedzenia, rozruszanie stawów.
W Rossmanie zaopatrzyłam się w szczotkę do masażu ciała - jest szorstka, daje uczucie ciepła w masowanym miejscu, ma ujędrniać i wspomagać usuwanie toksyn. Po szorstkiej rękawicy w trakcie kąpieli na mokro (nigdy jej nie lubiłam i pomachałam jak mi się przypomniało) - to naprawdę miła odmiana. Do rękawicy kupiłam na promocji balsam wyszczuplająco - ujędrniający (raczej nie kupuję tego typu kosmetyków w normalnych cenach, najczęściej nie są tego warte, choć Farmonę bardzo lubię i cenię).
Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie nowy numer magazynu Shape, który wyjątkowo kupiłam po kilkuletniej przerwie - zachęcona hasłem na okładce "wegańskie sery"!!! Przepisy na "sery" opatrzone naprawdę sensownym artykułem, jest o diecie skrobiowej, plus trochę przepisów wegańskich. Zero straszenia niedoborem żelaza i białka. Duży pozytyw.
Pozostając w temacie magazynów, cały wegetariański świat mówił ostatnio o polskim wydaniu "Slowly veggie", takiego - wiecie - estetycznego, pięknie wydanego pisma z przepisami na potrawy, których nie powstydziłaby się wykwintna restauracja. Brakowało czegoś takiego na polskim rynku. Tylko problem polega na tym, że większość przepisów ocieka jednak serami, jajami i śmietanką 30% tłuszczu. Rozumiem, że nie jest to magazyn stricte wegański, jednak dysproporcja jest niesprawiedliwa. W "normalnych" pismach przepisy wegetariańskie występują obok mięsnych, ludzie jednak szukają zdrowiej i trend jest już mam nadzieję stały - ale "Slowly veggie" powinno być mekką dla wegan i wegetarian. Nie dla wegetarian, którzy cudownie znajdą kilka wegańskich przepisów. Mimo wszystko trzymam kciuki, kibicuję, liczę tylko na zmiany w kierunku vegan.
Bo całość już bardzo zachęca wizualnie, przepisy są fajnie przedstawione, dobrze oznaczone.
A teraz przepis na sałatkę - przepyszną - taką przy której nie wiesz, że jest "fit" bo tak smakuje;)
Nie jestem dobra w proporcjach, zazwyczaj daję "na oko".
SAŁATKA Z WĘDZONYM TOFU, ŻURAWINĄ I SOSEM MUSZTARDOWYM
Pół główki sałaty, 120g tofu wędzonego, garść suszonej żurawiny, jeden pokrojony pomidor, dwie łyżki kukurydzy z puszki, 4 podsmażone i pokrojone pieczarki, pól małego, pokrojonego ogórka wężowego. Sos - musztarda ostra ok 2 łyżki, chlust oleju zimnotłoczonego (u mnie rydzowy), sos sojowy, pieprz.
Wymieszać, polać sosem, można dodać grzanki (wersja mniej fit)
smacznego!
VEGAN PLATE
Blog osobisty, nie tylko kulinarny - wegański styl życia, relacje z ciekawych miejsc, zdrowie, tematy urodowe, rozwój osobisty, trochę prywaty.
piątek, 10 kwietnia 2015
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Zielono mi - cukinia, bazylia i kiełki!
Niedobór zieleni wokół rekompensuję sobie chlorofilem na talerzu:)
Tym razem "makaron" cukiniowy - cienkie, dość szerokie paski zrobione obieraczką do warzyw, plus pesto ze świeżej bazylii (krzaczek z biedry), oleju lnianego i solonych pestek dyni. Do tego pomidorki koktajlowe i ulubione kiełki brokuła
Pyszne i proste. Pozwólcie że posłużę się tym razem mega apetycznym zdjęciem z Pinteresta, bo moje wyszły bardzo słabe;) Wszystko szybko zniknęło:)
Tym razem "makaron" cukiniowy - cienkie, dość szerokie paski zrobione obieraczką do warzyw, plus pesto ze świeżej bazylii (krzaczek z biedry), oleju lnianego i solonych pestek dyni. Do tego pomidorki koktajlowe i ulubione kiełki brokuła
Pyszne i proste. Pozwólcie że posłużę się tym razem mega apetycznym zdjęciem z Pinteresta, bo moje wyszły bardzo słabe;) Wszystko szybko zniknęło:)
Źródło: pinterest.com |
poniedziałek, 19 stycznia 2015
Zimowe Comfort food
Choć zima łagodna, wczesne wieczory i niedobór słońca robią swoje. Najchętniej koc, książka, ewentualnie gorące fotki z drugiego końca świata na Insta. I oczywiście jedzenie - rozgrzewające, pyszne, domowe i wegańskie.
Wyglądam wiosny i mam zamiar trochę odmienić moje menu, więcej się ruszać i schudnąć. Relacje z wiosennej przemiany, może nawet owocowo-warzywnego detoxu (hmm...) zobowiązuję się dla Was umieścić.
A oto kilka uchwyconych zimowych pyszności;)
Wyglądam wiosny i mam zamiar trochę odmienić moje menu, więcej się ruszać i schudnąć. Relacje z wiosennej przemiany, może nawet owocowo-warzywnego detoxu (hmm...) zobowiązuję się dla Was umieścić.
A oto kilka uchwyconych zimowych pyszności;)
jabłka z grilla, cynamon, brązowy cukier trzcinowy |
Dziki ryż, brukselka, cebula,papryka, nerkowce, pietruszka i sos sojowy |
kotlety z kaszy jaglanej zapiekane w aromatycznym pomidorowym sosie |
kotlety z białej fasoli, pieczone warzywa korzeniowe, ziemniaki i kiszona kapusta |
piątek, 9 stycznia 2015
Noworoczny grill
Griluję co się da!
Nie tylko o boskie kiełbaski Polsoi (tak są najlepsze...), grzanki żytniego chleba z wegańskim serem, cienkie plastry selera bakłażana i cukinii, pieczarki, paprykę...Mamy zimę a jak kolorowo i pysznie!
Nie tylko o boskie kiełbaski Polsoi (tak są najlepsze...), grzanki żytniego chleba z wegańskim serem, cienkie plastry selera bakłażana i cukinii, pieczarki, paprykę...Mamy zimę a jak kolorowo i pysznie!
Nowy rok, nowe możliwości i podsumowania
Żegnając ten stary 2014, myślę już tylko o tym co przede mną, a więc zamierzam w tym nowym roku:
Źródło: pinterest.com |
Jednak z racji tego, że podsumowania oczyszczają i porządkują, w dodatku zabieram ze sobą w 2015 rok cholernie ważne doświadczenia, spiszę to sobie i wypunktuję. Skupię się przy tym na najistotniejszych, kompletnie niematerialnych rzeczach.
Bo nauczyłam się wiele, ba! nie dokończyłam jeszcze wielu lekcji...
tymczasem czas leci nieubłaganie, nie chcę by uciekał mi przez palce. Za mną pierwszy rok wegetarianizmu, który wraz ze wzrostem świadomości szybko stał się weganizmem. Myślę, że największym osiągnięciem minionego roku był wzrost mojej samoświadomości, wiedzy, nazwanie po imieniu rzeczy, które JA chcę i które są mi najbliższe. Bez cienia egoizmu, wręcz przeciwnie - wynikają one z empatii, miłości, dziecięcej czystości i ciekawości świata.
Kolejność przypadkowa;)
Dowiedziałam się, że da się inaczej - że rezygnacja z czegoś co dla wielu wydaje się oczywistością, wygodą, smakiem, tradycją - może dać coś nowego, lepszego, zdrowszego dla ciała i umysłu.
Dowiedziałam się że kobiety są silne, że ja jestem silna.
Dowiedziałam się, że mam cholerne szczęście, patrząc w oczy tych których kocham.
Dowiedziałam się że zdrowie jest najważniejsze. Nie jestem zwolenniczką babcinych teorii na życie i też dziwiło mnie zawsze dlaczego wszystkie ciotki trajkoczą przy wszelakich życzeniach o jednym - ale miały racje - zdrowie jest najważniejsze.
Dowiedziałam się, że najlepsze są rzeczy proste, nieskomplikowane.
czwartek, 27 listopada 2014
Szary listopad już zawitał
Zimno, szaro buro, opadły ostatnie liście z drzew co nieuchronnie skazuje nas na śniegi, brak słońca i ciepła przez długie, polskie miesiące. A propo braku słońca, pamiętajcie o suplementacji witaminy D od października do marca obowiązkowo! Ja zaopatrzyłam się w kompleks D2&D3 firmy Veganicity, który polecił mi Jakub z plant-punch.pl (bardzo również polecam tego inspirującego bloga) i jestem bardzo zadowolona, szczególnie, że i cenowo wychodzi bardzo przyzwoicie.
Poza tym, kocham dynię i z żalem oglądam zdjęcia jesiennych liści sprzed kilku tygodni...
Poza tym, kocham dynię i z żalem oglądam zdjęcia jesiennych liści sprzed kilku tygodni...
sobota, 13 września 2014
Robi maso i niekończące się pomysły na dynię...
Ależ one piękne...
...a ilość przepisów z wykorzystaniem jesiennej demonicznej dyni jest chyba niekończąca się - u mnie były już ciastka, keks, pasta do chleba i makaronu, ostra, gęsta zupa...
Tymczasem miałam okazję spróbować dwa bardzo ciekawe, oczywiście wegańskie produkty...oba pyszne:)
Pierwszy to czeski wynalazek imitujący mięso (właściwie jest to po prostu roślinny produkt białkowy dla wegan i wegetarian, ja też nie wiem po co kupować mięso-nie mięso albo najgorsze - wegańskiego indyka w całości!) o nazwie Robi, dorwany w czeskim Globusie (jaką tam mają vegan-lodówkę świetnie zaopatrzoną!) na promocji - przyznam się, że dlatego właśnie go kupiłam bo nie miałam pojęcia cóż to jest - wygląda jak nieciekawy glut, a w normalnej cenie kosztuje 80 koron. Cóż wygląda kiepsko ale jest bardzo smaczny, zwłaszcza po podsmażeniu i dodaniu przypraw - trafił najpierw do makaronu, potem do sałatki. Mojemu lubemu smakował bardziej niż podsmażone i wykorzystane podobnie tofu, choć ja jednak wolę moje ukochane tofu (zaraz po tempehu- tu panuje u nas zgodność).
Tak wygląda ROBI (występuje w różnych jego formach - nudlicky, platky...):
A tak makaron z pokrojonym i posmażonym Robim:P
Drugie vege odkrycie to kupny hummus z imbirem, ekologiczny firmy BIO VERDE pysznyyy!
To udanej soboty życzę!
...a ilość przepisów z wykorzystaniem jesiennej demonicznej dyni jest chyba niekończąca się - u mnie były już ciastka, keks, pasta do chleba i makaronu, ostra, gęsta zupa...
Tymczasem miałam okazję spróbować dwa bardzo ciekawe, oczywiście wegańskie produkty...oba pyszne:)
Pierwszy to czeski wynalazek imitujący mięso (właściwie jest to po prostu roślinny produkt białkowy dla wegan i wegetarian, ja też nie wiem po co kupować mięso-nie mięso albo najgorsze - wegańskiego indyka w całości!) o nazwie Robi, dorwany w czeskim Globusie (jaką tam mają vegan-lodówkę świetnie zaopatrzoną!) na promocji - przyznam się, że dlatego właśnie go kupiłam bo nie miałam pojęcia cóż to jest - wygląda jak nieciekawy glut, a w normalnej cenie kosztuje 80 koron. Cóż wygląda kiepsko ale jest bardzo smaczny, zwłaszcza po podsmażeniu i dodaniu przypraw - trafił najpierw do makaronu, potem do sałatki. Mojemu lubemu smakował bardziej niż podsmażone i wykorzystane podobnie tofu, choć ja jednak wolę moje ukochane tofu (zaraz po tempehu- tu panuje u nas zgodność).
Tak wygląda ROBI (występuje w różnych jego formach - nudlicky, platky...):
A tak makaron z pokrojonym i posmażonym Robim:P
Drugie vege odkrycie to kupny hummus z imbirem, ekologiczny firmy BIO VERDE pysznyyy!
To udanej soboty życzę!
Subskrybuj:
Posty (Atom)